Trudno nie trafić do Gołębnika. Zazwyczaj zmierzają do niego kolorowi ludzie z kolorowymi duszami. W ręku dzierżą opasłe tomy bibliopodobnych ksiąg. Reszta tomisk znajduje się w płóciennych torbach bądź w przeciążonych plecakach. Poznacie ich po książkach – aż chciałoby się sparafrazować ewangeliczne zdanie. Często okupują ławki na Plantach (z powodu bardzo dogodnej lokalizacji na ulicy Gołębiej).Tam w towarzystwie Ryszarda Kapuścińskiego, Tadeusza Konwickiego czy nawet Jana Kochanowskiego usiłują zgłębić sens istnienia. Niech próbują. Przed budynkami wydziału formują się różne koterie zjednoczone przerwą na papierosa. Odbywają się krótkie dysputy, by później móc wrócić na staropolkę [1] czy opisówkę [2] . A tam zaczyna się prawdziwy kosmos. Wspólne czytanie Platona, odczytywanie na nowo Kochanowskiego, transkrypcja slawistyczna czy końcówki równoległe! Wrażeń co niemiara. Potrzeba systematyczności, chęci i przede wszystkim pasji. Z okien czytelni często obserwuję grupy turystów...