Przejdź do głównej zawartości

Diabeł tkwi w etymologii.

Grafika: Szymon Mazur
Znajdziemy w Polsce wiele miejscowości, w nazwach których zachowało się do dziś echo słowiańskich wierzeń. W mitologii naszych przodków występowała całkiem pokaźna liczba mniejszych i większych demonów, które zarówno szkodziły człowiekowi, jak i pomagały opiekując się dobytkiem gospodarza. 

Do grupy demonów opiekuńczych należał kłobuk – dbał o domostwo, ale jednocześnie okradał sąsiadów! Wiara w niego rozpowszechniona była głównie na terytorium Prus Wschodnich oraz na Warmii. Do domu niczego nieświadomych ludzi trafiał często jako zwykły kurczak, co ściśle związane jest z ostateczną formą, którą przybierał – zmokłej kury, gęsi bądź kaczki, sroki, wrony, a wyjątkowo nawet kota. Dziś mamy Kłobuck, jednak nie ma ono nic wspolnego z tym złym duchem. Nazwa tego miasta faktyczie pochodzi od słowa „kłobuk”, ale oznaczało ono dawniej kapelusz.

Gdzie diabeł mówi dobranoc? Zapewne we wsiach Bieski, Bieskowo, Biesowice (i jeszcze kilkunastu innych). Współczesna forma „bies” bierze swój początek, jak pisze W. Boryś w Słowniku etymologicznym języka polskiego, od prasłowiańskiego *bĕsъ oznaczającego coś lub kogoś wywołującego strach. Po przyjęciu chrześcijaństwa bies, ten bliżej nieokreślony zły duch, który znany był przede wszystkim z przejmowania kontroli nad ludzkim ciałem, został utożsamiony z dobrze znanym nam wszystkim diabłem.

Niemal identycznie sprawa miała się z czartem. Pochodził on z wierzeń plemion ruskich, ale w przeciwieństwie do starosłowiańskiego biesa miał określoną postać – psa, świni, kota (oczywiście czarnego), a także co najważniejsze, bo upodabniające go do naszego diabła, węża. Etymologia samego słowa „czart” jest niejednoznaczna i wywodzi się ją, zależnie od koncepcji, od słów „krótki”, „czarny” bądź „czar”. Gdzie obecnie mieszka czart? Zapewne w Czartkach albo... w Czartowie.

Historia nazwy miejscowości Licheń Stary jest równie ciekawa. Legenda głosi, że niegdyś znajdowała się tam świątynia słowiańskiego demona nazywanego Lichem. Licho, ukazujące się ludziom bardzo niechętnie, zsyłało rozmaite choroby i nieszczęścia, czasem podpalało budynki albo dręczyło zwierzęta. Była to istota wędrowna, więc po dokonaniu zniszczeń, odchodziła w siną dal. Demon ten przetrwał do czasów współczesnych także w powiedzonku: „Niech to licho porwie!”.

Złośliwy duch polny nazwany przez naszych przodków błędem, błądem, a także bełtem (skojarzenia z alkoholem nieprzypadkowe, gdyż staropolski czasownik „bełtać” oznaczał zarówno mieszać jak też błądzić) wywodził się z tradycji ludowej mieszkańców Małopolski. Błąd wiódł na manowce, zwłaszcza pijanych, wracających późną porą przez pola do domu. On także użyczył swego miana miejscowościom takim jak Błędów, których jest kilka w naszym kraju.

Tekst: Nina Czarnota
Źródła: 
  • A. B. Podgórscy, Wielka Księga Demonów Polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej.
  • K. Rymut, Nazwy miast Polski.
  • W. Boryś, Słownik etymologiczny języka polskiego.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Slotowe wspomnienia

Nicola: Wyjeżdżamy skoro świt, więc obowiązkowo zatrzymujemy się na kawę na stacji. Słońce świeci, wszyscy jesteśmy w dobrych humorach, choć lekko niewyspani. Rozmawiamy o filmach i serialach. Dojeżdżamy na miejsce, rzucamy plecaki na trawę i biegniemy przywitać się ze znajomymi. Tymi widzianymi dwa dni temu i tymi spotykanymi tylko raz w roku, właśnie na Slocie. A jak wyglądała Twoja podróż na Slot? Wiktoria: Przyjeżdżam dosyć wcześnie – o 8 jestem już na miejscu. Czuję się zdezorientowana, ale jednocześnie podekscytowana. To mój pierwszy Slot. Siadam pod monumentalnym drzewem, które – jak dowiem się później – jest powszechnie znanym platanem wśród slotowej społeczności. Oprócz swojej naturalnej funkcji zachwytu i konsolacji ów platan, a raczej obszar w jego pobliżu, jest miejscem nietuzinkowych spotkań, wspólnych śniadań, żywych dysput. Niektórzy ukojeni spokojem tego ogromnego tworu natury bez żadnych zobowiązań drzemią pod nim późnym popołudniem. „Spotkajmy się pod pl

Dlaczego bawią nas dowcipy językowe?

Jeśli wyjaśnianie puenty dowcipu sprawia, że tenże przestaje być śmieszny, to jakie spustoszenie wyrządzi w nim nazwanie, opisanie i wytłumaczenie mechanizmów językowych, którymi się rządzi? Przekonajmy się!  Tradycja rozważań nad istotą komizmu jest niezwykle długa i obszerna – zajmowali się tym i Arystoteles, i Freud; psychologowie, językoznawcy, filozofowie, teoretycy sztuki i socjologowie, a jednak wciąż nie udało się stworzyć ani spójnej definicji, ani syntetycznej koncepcji tłumaczącej, dlaczego niektóre rzeczy nas śmieszą, a inne nie. I choć być może nigdy nie będzie nam dane poznać magicznej receptury na dowcip idealny, pewne teorie możemy z przekonaniem graniczącym z pewnością przyjąć i stosować w życiu codziennym. Wiemy na przykład, że wspólny zasób motywów i odniesień między odbiorcami a przedmiotem żartu jest istotny dla jego zrozumienia – innymi słowy, śmieszy nas to, co jest nam w jakimś stopniu przynajmniej  bliskie i znajome. Dlatego Polaków bawią żarty z Niemc